Z rozbebeszeonym skomplikowaną literaturą, aparatem pojęciowym wewnętrznych znaczeń. Na przednówku nowych rozdań i decyzji. Świadom że witaminy BeDe dają azali tylko smarowanie umysłu, gotowość do precyzyjnego doświadczania. Światełko zastępcze rozjaśniające poligon wydarzeń. Samego procesu i radości z obcowaniem dostarczyć muszę sobie sam. A nie jest to dziś rzecz łatwa i przystępna, więc zastępczo układam tu pasujący do feeda ostatni kartonik w moim notesie wizualno-muzyczno-niesłownym.
Próbując na powrót przyglądać się sobie. Oczami własnymi. Rzutując ten obraz na wizerunek syna. Ujmując go w tej metaforycznej melancholii za minionym, pominionym, nie wymienionym. Konstytuuje się silna myśl. By dalej już nie uciekać. Zatrzymać się i dać się dogonić tej Pustce, której tak to niby pożądam, tak bardzo hałasem się otaczając, jak dziecko na chwilę wynajduje. By ta degradacja siebie samego w sobie obecności, zaprzestała siać już spustoszenie. Jest jeszcze nadzieja. Tylko instynkty źle doświadczone, nie przepracowane. Zagłuszone. Je trzeba wrzucić na wokandę strumienia świadomości.
I jakby w postscriptum. Nie, nie zwariowałem. Wręcz przeciwnie. Mam się dobrze 😃😊🫶. Po prostu w porę odkryłem, że znów w emocjach i oczekiwaniach pobłądziłem 😊.
Niech ta rzeka dalej płynie. Niech mnie znów nie kusi jaka przystań i ludzki gwar dobiegający z jakiegoś przybrzeżnego ogniska.
I nie bez znaczenia jest tu fakt oraz zbieżność taka, że tak, jak ig pożera wprost zasoby energetyczne twego smartfona. Tak też w równym stopniu pożera Twoją jaźń porzucaną na skali czasu Twego bytu.
I cóż tu zrobić …