Skip to content

Between the waves

Nigdy nie twierdziłem, że świetnie pływać potrafię. Korzystając z doświadczeń prenatalnych, pierwsze lata na własnych już nogach. Gdy jeździłem ze znajomymi na basen późną wiosną i w wakacje – cały czas na nim pod wodą spędzałem. Nie, nie topiłem się. Uprzedzałem fakty. Po prostu pływałem pod powierzchnią. Doszedłem do takiej wprawy, że bez trudu, bez wspomożenia skokiem ze słupka przepływałem na bezdechu relaksacyjnie basen olimpijski wzdłuż. Podobało mi się to. Były w tym również inne wizualne atrakcje. Błękit i toń, tam gdzie dociera światło zawsze były dla mnie miłe i nie powodowały lęku. Stąd późniejsza bezgraniczna miłość do Luc Besson i jego “Wielki Błękit” w fantastyczną muzą od Eric Sierra. Z biegiem lat należało wydorośleć i nauczyć się już pływać na powierzchni wody, z malutką niestety stratą dla podwodnych wrażeń.

Kilka lat temu. Zaopatrzony w ten bagaż ignorancji i arogancji, przyszło mi się zmierzyć z pięknymi, wielkimi falami Atlantyku, które bez trudu przewalały tony gruboziarnistego, powulkanicznego żwirku na cudownej wyspie co się Fuerteventura zowie. Ocean i tym razem był dla mnie łaskaw. Ostatnie ostrzeżenie przyjąłem z pokorą, choć jak będzie chciał, i tak się o mnie upomni. W końcu jestem rak, znak wodny i stamtąd na ląd z krzykiem się wyczołgałem

Prezentuje Wam zatem dzisiaj mały set zdjęć z reporterskiego oka, które nigdy nie śpi. Z wakacyjnej, spokojnej toni Adriatyku. Gdzieś na betonowych nabrzeżach. Pośród skwierczących ciał, które chcą nasycić swe istnienia endorfinami. Pomiędzy kolejnymi, nieuniknionymi falami.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

error: