Skip to content

Get the balance white

Mam pewien życiowy dyskomfort. Na imię mu sen płytki. Naturalnie budzę się około 5-ej. Być może powinienem kłaść się spać o 10-ej, ale wmówiłem sobie wiele lat temu, że to nieprzyzwoite. Skutkuje to od lat permanentnym niedospaniem, ale przynosi też ciekawe odkrycia i refleksje. Jak różne są ciała i dusze ludzi, w tym mężczyzn i kobiet. Jak tożsame. Gdy na różne dźwięki i życiowe bodźce reagujemy z różną siłą i zaangażowaniem. Był czas, zimowy czas, gdy w środku nocy, tak gdzieś pod czwartą zajeżdżał pod naszą kamienicę szalony traktorek z zamocowanym z przodu pługiem. Zapewne kończył swą zimową powinność, a w radości i satysfakcji z dobrze spełnianego obowiązku tańczył nam z tego powodu przez dobry kwadrans oberka swą maszyną. Ewa zawsze w poddenerwowaniu na te odgłosy się budziła. Jakby wyczekiwała tego niechcianego nieznajomego, jakby to był ten odrzucany z pierwszych uniesień. Z wyobraźni. Ten co stanie z gitarą pod balkonem i splunie pod okno skrwawioną różą i pokaleczonym od niej językiem. Jak kot przynoszący wpół żywą mysz. Ja na te harce, wpół obudzony reagowałem zawsze oszczędnie. Robiąc pólprzytomny ogląd sytuacji. Czy Jeremi śpi, czy właśnie spadł ze schodów, czy koty się nie tłuką za mocno. Po pobieżnym audycie sytuacji zostawiałem Pana traktorka sobie samemu.

I nagle wszystko się odmieniło. Pan traktorek, wraz z zimą i śniegiem zniknął. Zapędzony zapewnie przez służbę oczyszczania miasta do mniej romantycznych i efektownych zajęć.

Znów przyleciał kos.

Ten czarno upierzony derwisz śpiewający skoro świt pieśń swą do nadchodzącego wschodu słońca. Zawsze o tej samej porze. Tuż po czwartej. Jakby rolami, wraz ze zmianą pór roku mieli się z Panem Traktorkiem z rozmysłem zamienić. Ewa już nie czuła na te śpiewy, śni zapewne o popisach gum palonych na parkingu. Ja powoli rezonuję, wybudzam się i powoli, acz dyskretnie, gdzieś z oddali spajam się z tym delikatnym, lekko jazzującym śpiewem ptasiego Muezzina. I już wiem, że jestem w tym czasie poza czasem, gdy moje pierwotne Ja wstawało i błogosławiło nadchodzący dzień. Już czuję nosem tą ożywczą bryzę chłodnego wiatru przed porankiem. Już stawiam krok pierwszy w nieubłaganie nadchodzący dzień. Czarny Muezzin nawołuje by się go nie bać. Jak śmierci po zimie, jak zimy po śmierci. Bo z czerni ku światłu śpiew odradzającej się przyrody tak w eter na przedświtaniu tak leci.

Dziękuje Ci zimo, że byłaś. Że niskim słońcem, mrozem i białym śniegiem stłumiony czas i perspektywę na dobrą wiosnę nam naświetliłaś.

Chłodne tonie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

error: