Skip to content

Canon RF 35mm f/1.8 IS Macro STM

35, licząc jako wiek, to właściwa cyfra by czuć się już dojrzale, ale jeszcze młodo. Znakomity czas do swobodnego, chwilowego lotu bez grawitacji. W fotografii to moja ulubiona ogniskowa. Od niej zaczynałem swoją przygodę z fotografią ślubną, gdy starym Canonem 35mm f2 EF walczyłem na reportażach. Pracował bardzo dzielnie, z gracją pijanego mistrza jeździł po skali głębi ostrości piszcząc jak wagony przetaczane na bocznicę. Nie zmieniało to faktu, że plastykę obrazu miał pięknie analogową, a jego nieostrości stanowiły umiłowany dla mnie artefakt przypominający moją macierz, fotografię analogową.

Zdecydowałem się po 6 latach na wejście w system bezlusterkowców, nie bacząc, że producent przygotował małą pułąpkę w postaci zmiany bagnetu. Co prawda, używając adaptera, można też osiągnąć swoje, ale wszyscy wiemy, że przyjemność z nałożonego pośrednika może być odczuwalnie, choć nieznacznie, ale jednak – obniżona 😉 6 lat temu świat w mojej zawodowej branży wyglądał nieco inaczej. Odsetek zawodowych fotografów był jeszcze w miarę widoczny. Dziś po latach, w miarę dostępności do technologii śledzenia ostrości i bezlagowego obserwowania kadru na ekranie, w branżę impetem weszła cała rzesza “fotografów” z niewielkimi, lub bez żadnych podstaw i estetycznych kompetencji. Cyfrowa rewolucja dokonała się z dużym hukiem, a serwisy takie jak ig postawiły nad tym procesem przysłowiową “kropkę nad i”. “Trzaskanie” tysięcy fot na serii z autofocusem śledzącym oko, patrząc na ekran, a nie w wizjer – zawsze da jedno, lub dwa dobre ujęcia, i gdyby zrobić ślepe testy z jakąś zaprzyjaźnioną małpką z cyrku, efekt przypuszczalnie byłby ten sam. W tej sytuacji trzeba było przestać “kopać się z koniem” i wejść z przytupem w świat najnowszych technologii, aby chociaż ta strona, na fotograficznej checkliście była odznaczona i zdana celująco.

W moim subiektywnym odczuciu, fotografowanie jest jak polowanie. Dobry i skuteczny myśliwy nie może zastanawiać się, czy ma dobrze wyważony w dłoni łuk, czy strzały są precyzyjnie wycięte, idealnie proste i świetnie sterowne. W dzisiejszych czasach, gdy aparat umie już niemalże sam robić zdjęcia i jest jak dziki mustang na prerii  rozpędzony do 20 klatek na sekundę, z wiatrem przemykającym po matrycy. Ograniczony jedynie do pojemności załadowanej baterii. Wtedy przychodzi ponownie czas na opanowanie pokusy spoglądania na ekran, jak za dawnych dobrych czasów auto-foto szkoły z EOS-em 300D w dłoni, gdy wiele czasu zajęło mi przyzwyczajenie siebie samego, oraz fotografowanych bliskich i znajomych, aby nie spoglądać co i już na efekt sfotografowanej sceny.

Zatem zapraszam na kilka sampli z okresu świąt i sylwestra, które wyszły z mojego ukochanego zestawu R5 + 35 RF. Zestawu, który testuję przed sezonem ślubnym, aby w trakcie pracy nie myśleć, że mam sprzęt w rękach, bo technicznie i ergonomicznie rzecz ujmując obiektyw jest niesłychanie wszechstronny, uniwersalny, ma piękną plastykę i pięknie trafia z ostrością, co jest zgodne z oczekiwaniami reżysera, który dzierży go w dłoni. Do tego ma niebywale funkcjonalne i bliskie macro, więc paleta zastosowań jest olbrzymia. Począwszy od krajobrazu, przez reportaż z gęstymi w planie grupami osób, dalej szerszy portret a skończywszy na niebywałych zbliżeniach funkcji macro z obłędną głębią ostrości, która daje świetną plastykę kadru. Do wspomnień po starym, analogowym 35 EF zachęca też przystępna cena, świetna jakość i możliwości w stosunku do niej. Coś czuję, że zanim Canon nie zacznie mi ppodrzucać kurierami pod drzwi topowe szkła z serii L, będzie to moja ulubiona stałka. Nawet jak zacznie, raczej jej nie zdradzę. Bo dla mnie przejście na bezlustra ma sens, gdy obiektyw nie jest 2 x cięższy od aparatu, a w tym opisywanym zestawie jest klasycznie, czyli lekko, miło i plastycznie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

error: